W I PAPLOT-cie służyłem /cóż za dinozaur ze mnie/ w latach 1967-1969. Do pułku /wówczas jeszcze dywizjonu/ trafiłem jesienią 1967 roku po Szkole Młodszych Specjalistów Służby Uzbrojenia przy OSU w Olsztynie. W tym samym roku 1967 dywizjon został przeformowany w pułk. Jednostka była skadrowana, t.zn. rozwinięte do pełnego składu osobowego były dwie baterie, w pozostałych dwóch były tylko kadry t.j. tylko żołnierze zawodowi. Pułk wchodził w skład 1 WDZ im. Tadeusza Kościuszki. Ja akurat służyłem w plutonie uzbrojenia gdzie d-cą był por. J.Z. - świetny żołnierz, a przede wszystkim wspaniały Człowiek. Zawsze będę Go dobrze wspominał, bo to był mądry oficer. Zresztą cała kadra oficerska była w porządku, nie było u nas "pruskiego drylu", dowodzenie odbywało się raczej na zasadzie stawiania celów a nie "darciu mordy". Jedynym postrachem szwejków był szef sztabu, który jako stary /podobno/ frontowiec potrafił postawić wszystkich "na baczność". Równoważył Jego zapędy do zamordyzmu z-ca d-cy pułku d/s technicznych, który był spokojnym i zrównoważonym fachowcem. Z "ciekawych" ludzi był jeszcze d-ca plutonu dowodzenia - najstarszy podporucznik w Układzie Warszawskim - jak zwykł o sobie mawiać i chyba była to prawda - oraz szef samochodówki - sierżant zwany Kinalem.
W skład pułku wchodziły cztery baterie po 6 dział S60 kalibru 57mm wraz z niezbędnym "wyposażeniem" - każda bateria miała swój przelicznik PUAZO6-60 służący do kierowania ogniem baterii oraz dla całego pułku stacja radiolokacyjna SON-9a bliskiego zasięgu oraz stacja radiolokacyjna dalekiego zasięgu typu RSWP. Jako ciągniki artyleryjskie służyły samochody ZIS151 którymi jednocześnie przewożona była obsługa dział oraz jednostki ogniowe.
Z ciekawostek - nasz pułk strzelał salwy honorowe w Warszawie - były to prawdziwe salwy, czasem w pobliskich domach pękały szyby. Salwy strzelało 24 armaty p-lot kalibru 85 mm, salw było zawsze 24 - nieźle grzmiało w całej Warszawie

Salwę strzelało się na 1-go i 9-go maja oraz 22-go lipca. Salwy strzelali żołnierze rezerwy specjalnie powoływani odpowiednio przed strzelaniem salw, po kilku dniach ćwiczeń szło to całkiem dobrze. Salwy strzelało się "na światełko" czyli przy każdym dziale wisiała żarówka i kiedy się zapaliła należało zwolnić iglicę. Salwę zaczynało 24 armaty, ale na ogół kończyło o kilka mniej gdyż nagminnie łamały się dźwignie napinaczy zamka dorabiane w warsztatach w Pomiechówku ze zwykłej stali.
Tyle w skrócie moich wspomnień ze służby w tym sławnym pułku.
Kilka lat temu odwiedziłem Modlin, trafiłem nawet w miejsce gdzie była moja jednostka i byłem w sali podoficerskiej gdzie sypiałem, byłem również na placu gdzie niegdyś był park artyleryjski i kantyna z piwem u Maryśki - wszystko zarośnięte i zdewastowane.
Służba w Twierdzy lekka nie była - z trzech stron mury, z czwartej woda a z piątej WSW - ale dało się przeżyć, głównie dlatego, że z tych 18 Modlińskich miesięcy - co najmniej trzy licząc urlopy i przepustki - byłem w domu
